sobota, 19 lutego 2011

Książka

Prolog

Sędzia odgwizdał rzut wolny. Dostałem szansę by moja drużyna objęła prowadzenie. Miałem strzelać z 25 metrów. Serce waliło mi jak dzwon. Słyszałem ryk rozgrzanych kibiców, którzy liczyli na tego gola. Wiedziałem, że nie mogę zawieść mojej drużyny. Skupiłem swoją uwagę na piłce, spojrzawszy po raz ostatni na bramkarza, oddałem strzał. Na stadionie zapanowała cisza. Wszyscy wstrzymali oddech. Piłka zatoczyła lekki łuk, po czym wpadła w górny róg bramki. Stałem skołowany. Nie wiedziałem co zrobić. W mojej głowie brzmiał cichy szept : "Strzeliłeś! Strzeliłeś!" Padłem na twarz,  poczułem chłód zielonej murawy. Po chwili moi koledzy wynagradzali mi mojego gola. W życiu nie czułem się tak żałośnie. Głaskanie i przytulanie nie skończyło się nawet w szatni. W duchu od początku byłem pewien że zdobędę tego gola. Nie chciałem tylko liczyć na zbyt wiele.

Nazywam się Jake Stilla i jestem piłkarzem...
Oto moja historia...
Rozdział 1 - "W moim życiu za dużo jest różowych bzdur..."


Londyn, West Ham...

Poniedziałek. Kocham ten dzień. Tak samo jak wstawanie rano i chodzenie do tej durnej szkoły. Metalowe szafki zielonego koloru zbrzydły mi już na Amen. Nie chętnie otworzyłem moje stalowe pudło, i spostrzegłem, że pod stosem książek leżą moje kanapki z zeszłego tygodnia. Zajebiście :/ Tylko tego mi brakowało. Złapałem ostrożnie za róg woreczka i wyciągnąłem je. Odkleiłem od nich różową kopertę. Natasha. :/ Ona to ma wyczucie, nie ma co. Pamiętam do dziś, jak pogrążyła mnie przed całą drużyną, ściągając biustonosz i rzucając nim we mnie na jednym z meczów mojego klubu.  Nigdy nie czułem się aż tak zażenowany. Kumple do dziś mi to wypominają. Niestety Natasha jest moją dziewczyną. Planowałem to zakończyć. Gdy próbowałem raz na dyskotece, rzuciła się z płaczem na kolana. Błagała bym został. Nie miałem wyjścia. Musiałem improwizować. Powiedziałem wszystkim, że to niestrawiony kurczak tak na nią działa i podniosłem ją z ziemi.

***

Wyjąłem potrzebne książki i popędziłem na lekcję fizyki, prowadzonej z resztą przez mojego "ulubionego" nauczyciela, pana McCarthy'ego. Gdy tylko przekroczyłem próg sali, usłyszałem donośny bas:
-Stilla znów spóźniony! Czy ty możesz sobie w życiu wyznaczyć jakiś cel? Na  ten przykład nie spóźniać się?
- Pomyślmy... NIE. Ale mamy XXI wiek... wolność... A każdy korzysta z niej na swój sposób :)
- No nie wiem. Jak dla mnie jesteś zwykłym obibokiem. Masz sieczkę zamiast mózgu... Ty byś tylko biegał za tą głupią piłką i grał w tym swoim durnym klubie, no nie?
I tu trafił w sedno. Futbol był dla mnie wszystkim. I klub. Przyjąłem więc bojową postawę i zmroziłem go wzrokiem.
- A pan mógłby się zająć wymyślaniem lepszych lekcji, bo te obecne są po prostu nudne. I żałosne. Albo niech się pan zajmie swoją żoneczką. O tak! Zdaje się że szuka pocieszenia u młodszych.
W klasie rozległ się ryk. Przerwał go przeraźliwy bas McCarthy'ego :
- Wyjdź! Wyjdź, diabelskie nasienie!
Klasa tylko ryknęła śmiechem. W oczach moich znajomych zobaczyłem podziw. Wreszcie zaczęli mnie szanować :)
Nauczyciel, a raczej owłosiony goryl wypchnął mnie za drzwi i odesłał do dyrektora. Warto było :) Przynajmniej fizykę mam już z głowy :)
Wyszedłem na korytarz i usiadłem na ławce. W głowie cały czas słyszałem cięte obelgi nauczyciela. Siedziałem tak w błogiej ciszy z głową opartą o ścianę, gdy nagle...zaczęło się.
- Mój ty różany kwiatuszku! ... - powiedziała, a raczej wykrzyczała na pół korytarza Natasha. Nie no super. Myślałem że nie może być już gorzej....
- Słyszałam co się stało...Ty biedaczyno! Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Tak. ODEJŚĆ. - pomyślałem. Jednak moja odpowiedź brzmiała tak:
- Nie, dziecinko. Chodź, odprowadzę cię pod salę. - powiedziałem, po czym poczułem wieszające się na mnie ręce Natashy. Zajebiście.... :/
- Czytałeś mój list?
- Taaaa.... - Chociaż była to bujda. Nie miałem ochoty na czytanie tych bzdur. Zawsze to samo: " Kocham cię, wiem że będziemy razem na zawsze..." - Niedoczekanie!!!! Były też inne nie warte uwagi bzdety. No cóż, moje życie z Natashą nie jest łatwe. Gdy tylko pomyślę o moim życiu po ślubie z nią, od razu chcę się scheftać. Już od dawna opowiadała mi o tym jak będzie wyglądać nasz dom - różowy tynk, ręczniki a nawet kibelek! Moje życie będzie żałosne! Boże, jak ja nienawidzę różowego! Przedtem był mi obojętny, dopóki nie spotkałem tej zmory.
Odprowadziłem ją pod salę. Chciała mnie pocałować w usta, ale ja mimochodem odwróciłem głowę i skończyło się na soczystym całusie w policzek. Bleah!!!
Jeszcze tylko wynudzę się na majcy, bioli i historii. A potem? To co kocham - WF!!!!!!

***

Dobijała mnie duchota w szatni.
- Jak tam twoja kochana Natashka?? - zapytał zaciekawiony Matt, z nutką sarkazmu w głosie.
- A guza szukasz? Nawet mi o niej nie wspominaj!
- Dlaczego? - dopytywał się Matt. - Przecież tak słodko ze sobą wyglądacie! No i... słyszałem to: "Mój ty różany kwiatuszku..." MWAHAHAHA.
Podszedłem do niego i trzepnąłem go w bark.
- Nie dość, że ona jest beznadziejna, to jeszcze ty mnie podsłuchujesz! Myślisz, że jak będę z nią uprawiał seks, to zdam ci szczegółowe sprawozdanie?
- Nooooo.... - rozciągnął Matt.
- W twoich snach! Nawet gdybym to zrobił, na co WCALE NIE mam ochoty, nie pisnął bym ani słowa.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedzieliśmy że możemy na sobie polegać. Przyjaźniliśmy się od początku naszej kariery w Real London. Będzie już z 5 lat :) W spokoju się przebieraliśmy, gdy usłyszeliśmy przeraźliwy ryk trenera :
- Browands! Stilla! Ruszać dupy i na boisko!
Dzisiaj dał nam straszny wycisk. Z trudem doczłapałem się do domu. Marzyłem tylko o tym, żeby walnąć się do łóżka. W końcu cztery godziny ćwiczeń jest męczące. Ale nie. Tata musiał jak zwykle mieć do mnie wąty.
- O której ty wracasz do domu? Co ty sobie wyobrażasz?
- Przecież jest dopiero po szesnastej! Wiesz że miałem trening.
- Co mnie to obchodzi! Od dzisiaj masz być z powrotem na czternastą! Ten futbol nie jest ci do niczego potrzebny! Jak nie skończysz szkoły to będziesz głąbem i nigdy nie odziedziczysz po mnie firmy. Staniesz się takim biedakiem jakim była twoja puszczalska matka zanim się z nią ożeniłem!
- Jak możesz tak o niej mówić! Ona nie żyje i to wszystko twoja wina! Gdybyś zapłacił za jej operację, to była by tu dziś z nami.
- Ty smarkaczu! Nie dość, że cię utrzymuję, płacę za twoją szkołę, treningi i inne bzdety, ty jeszcze śmiesz mi to wypominać? To są moje pieniądze! Sam je zarobiłem i mogę z nimi robić co mi się żywnie podoba!
- To sobie je wsadź gdzieś! - Wkurzyłem się i poszedłem do łazienki. Trzasnąłem drzwiami. Nie mogłem znieś jego gadania. Wziąłem zimny prysznic. Dopiero to pozwoliło mi trochę ochłonąć.

Jak on może być tak skąpy. I wypominać mi to, że mnie utrzymuje. Przecież jestem jego synem. Zresztą on ma tyle kasy! Ma własną firmę transportową. Mamy łącznie cztery domy, a do tego jeszcze dwa letniskowe w górach. Nie są nam wcale potrzebne! Prawie nigdy w nich nie bywamy. W życiu nie zaprosiłbym tam Natashy. Bóg tylko wie co chciałaby zrobić. Tam bym już się jej nie wywinął. :/. No, ale skończmy już o tej wariatce. Cały czas chodziły mi po głowie słowa taty. Był dla mnie taki oschły. Taki szorstki. Czasem mam poczucie jakby on wcale nie uważał mnie za swego syna, a za jakiegoś kozła ofiarnego. Często myślę, czy on kiedyś zacznie mnie postrzegać inaczej. Chciałbym, aby był ze mnie dumny.
Byłem tak zmęczony, że gdy tylko padłem na łóżko, od razu zasnąłem.




Rozdział 2 – Kubeł na śmieci to nie dobre miejsce na wypoczynek…

Dziś rano obudziłem się jak zwykle ostatnio niewyspany. Rozmyślałem sobie o różnych sprawach. Doszedłem do wniosku, że chyba muszę zakończyć to coś co łączy mnie z Natashą. Mam jej dość. Na początku ją kochałem… ale teraz po prostu jej nie cierpię! Tak! Zrobię to właśnie dziś! Leżałem sobie w ciszy, gdy przerwał mi dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałem na ekran. Ku memu zdziwieniu, był to Matt. Odebrałem, ale nie zdążyłem nic z siebie wykrztusić, gdyż mój przyjaciel nawet nie dopuścił mnie do głosu.:
- Mam newsa! Nawet nie uwierzysz jakie zmiany się szykują!
- No co to za news? Coś wartego mojej uwagi o szóstej rano?
- Od dzisiaj mamy nową koleżanką w klasie! Steven mówił że bardzo ładna.
- Pewnie kolejna pusta lalka jak większość.
- Wątpię. No ale zobaczymy, tak?
- A skąd w ogóle wiesz? – zapytałem.
- Panna van Persie mi powiedziała!.
- Nie no ty chyba nie mówisz poważnie! Kręcisz z nią?
- No a co, tylko ty możesz mieć fajne laski żigolo?
- Eeee no nie… Ale ona jest naszą wychowawczynią!
- To co! Ja ją bardzo lubię! W sumie to… kocham.
- Ok… chętnie bym jeszcze pogadał ale idę wziąć prysznic. – powiedziałem i zakończyłem rozmowę. Dzisiaj przed lekcjami mieliśmy iść zagrać z kumplami na boisko, więc wstałem z łóżka, zapakowałem wszystkie potrzebne pierdoły i poszedłem na boisko.
Gdy już wszyscy się zebraliśmy, podzieliliśmy się na drużyny. Ja byłem z Mattem. Przeciwko nam był Steve, Tom i Seth. Już mieliśmy zaczynać, gdy mym oczom ukazała się ciemna postać zbliżająca się do ławki nieopodal boiska. Była to Nowa. Jej twarz była strasznie blada. Była ubrana na czarno. Na głowie miała kaptur, z pod którego wystawały czarne włosy z czerwonym pisemkami. Na uszach miała słuchawki. Od razu gdy ją zobaczyłem się nią zauroczyłem.
- O kurwa… - tylko tyle zdołałem z siebie wydusić.
-Jake? Jake! No gramy czy nie? – wykrzyczał Matt. – Ale cię wzięło! Zupełnie straciłeś dla niej głowę! Myślałem że masz już laskę.
- Co ty pierdolisz? Przecież tylko patrzyłem. – odpowiedziałem.
Co prawda gapiłem się na nią z rozdziawionymi ustami, ale spoko. W życiu nie widziałem kogoś tak pięknego. Była może troszkę dziwna, ale śliczna.
- Taaaa…. Wyglądało jakbyś pożerał wzrokiem tą emówę, ale skoro tak utrzymujesz… Słuchaj, jak chcesz ją zauroczyć, to przestań grać jak ciepłe kluchy i pokaż na co cię stać!
- Dobra już dobra… Przestań. Przecież mam Natashę.
W myślach nie dopuszczałem do siebie myśli że Nowa może nie być moja. Stwierdziłem że muszę zerwać z Natashą. Taka laska jak ta na pewno długo wolna nie będzie.
W końcu rozpoczęliśmy mecz. Nie dość, że tamtych było więcej, to jeszcze zaczynali. Wysłałem Matta na bramkę, a ja starałem się grać na obronie. Pierwsza akcja. Steve biegł w naszym kierunku. Podał do Setha a ten do Toma. Przez chwilę miałem lekki stres, ale po chwili zręcznie okiwałem Toma i popędziłem w kierunku przeciwników. Steve zdążył mnie dogonić i wbiegł przede mnie. Wtedy podbiłem piłkę tak, że przeleciała nad jego głową, a ja miałem kilka sekund aby go wyminąć. Szybko oddałem strzał na pustą bramkę. Jeden – zero dla nas. Znów zaczęli. Tym razem Matt wyszedł z bramki i stał przy połowie. Ja stałem na ataku. Steve biegł z piłką, ale Matt zręcznie ją przejął i podał do mnie na drugi koniec boiska. Ja przyjąłem ją na klatę, pozwoliłem jej spaść na ziemię. Gdy ta się odbiła, strzeliłem do bramki. Piłka wpadła w lewy górny róg. Zadowolony i dumny z siebie założyłem swoją koszulkę na głowę, i zacząłem biegać po boisku drąc się w niebo głosy. Po chwili dołączył do mnie Matt i powiedział:
- co ty robisz baranie? Tak to jej nie zaimponujesz.
- Odwal się. Pokazuje jak się cieszę.
- No dobra. Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
- Wal.
- Nowa się na ciebie patrzyła.
- Tak?
- No jak biegałeś z koszulką na mordzie odsłaniając swoje zajebiste bokserki w piłki. A złą wiadomością jest to że gapiła się jak na debila bez piątej klepki.
- Ale chociaż się popatrzyła!
W tym momencie zakończyliśmy nasz mecz. Przegrani w ciszy poszli do szatni. My z Mattem też zbliżaliśmy  się do przebieralni, gdy ktoś nagle zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to? – powiedziała dziewczyna. Była to Natasha.
- Hej. – bąknąłem.
Chciała mi dać buziaka, ale się odsunąłem. Nagle dziewczyna zakleszczyła ręce wokół mej talii i przyłożyła głowę do mojego torsu. Nie przeszkadzało jej nawet to że była cała mokra i lepka od potu.
- Pachniesz tak ślicznie! – wykrzyknęła. No cóż, nie wiedziałem że pot może ładnie pachnieć. Do teraz. Matt tylko stał i cicho chichotał. Ja nie wiedziałem co robić. Patrzyłem tylko ukradkiem na Nową, zza głowy Natashy.  Chciałem już iść pod prysznic, ale Natasha nie pozwalała się mi poruszyć. Gdy wreszcie odkleiła ode mnie głowę, powiedziałem niepewnie:
- Natasha… musimy porozmawiać.
- O co chodzi kochanie?
- Bo… dużo o tym myślałem i … myślę że nie powinniśmy być już razem. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Ty masz swój świat, ja mam swój… Po prostu nie pasujemy do siebie. To koniec…
- Co????
Odwróciłem się na pięcie i podążyłem do szatni. Dziewczyna nie dawała za wygraną . Z uporem za mną biegła. W pewnej chwili wyskoczyła przede mnie i zaczęła iść tyłem.
- Ale przecież… ja… cię kocham. Nie wiesz, że urodziłeś się tylko dla mnie? Mieliśmy wziąć ślub, mieć dzieci…. Proszę, zrobię co zechcesz! Tylko zostań.
- Nie! Mam już dość tego upokorzenia. Zawsze przynosisz mi wstyd. To definitywny koniec.
Zbliżaliśmy się do ławki, na której cały czas siedziała Nowa. W pewnym momencie Natasha nie spostrzegła że przed nią stoi kubeł na śmieci i z wielkim krzykiem wpadła tam swoim tyłkiem. Zaczęła krzyczeć.
- Nie pomożesz mi myszko?
- Nie!
Staliśmy tam z Mattem i zaczęliśmy się głośno śmiać. Rozglądałem się dookoła. Nagle me oczy spotkały się z oczami Nowej. Lekko się uśmiechnęła, a ja zatonąłem w jej czarnych oczach. To był najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. Po chwili dziewczyna się speszyła i odwróciła wzrok. Razem z Mattem poszliśmy wziąć prysznic, zostawiając Natashę w kuble. Cóż, widocznie się jej należało. Ja przynajmniej byłem już WOLNY. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Do końca dnia nie potrafiłem przestać myśleć o emówie z boiska. Oczekiwałem tylko kolejnej okazji aby się z nią zobaczyć.


Rozdział 3 – Zmielona bułka jest zazwyczaj niesmaczna.


Cały ranek oczekiwałem spotkania z tajemniczą nieznajomą. Zaraz po wejściu do szkoły rozpocząłem poszukiwania. Oczywiście jak zwykle miałem pecha, bo jej nie znalazłem. Po dzwonku przygnębiony wszedłem do klasy. Wszyscy już byli, z wyjątkiem Nowej. Usiadłem w ostatniej ławce pod oknem. Nauczyciela od historii jeszcze nie było. Po chwili dołączył do mnie Matt, który jak zwykle jeszcze się nie obudził.
-Ej, Pamiętasz tę laskę z wczoraj?
-Tę Twoją Boginie??- zaśmiał się Matt – Pewnie!
-Jesteś pewien, że chodzi do naszej klasy? Bo jakoś jej nie wiedzę.
-Jasna sprawa, prz4ecież miałem informacje z pierwszej ręki. Panna Van Persie mi powiedziała przy kolacji.
-Nasza wychowawczyni?? No co ty!? Bajerujesz z nią?!!
-No co... przecież jest fajna!. Co, myślisz że tylko ty możesz mieć dziewczynę?
W tym momencie do klasy weszła ciemna postać. Serce zaczęło mi walić jak młot. To dlatego że się spóźniła nie mogłem jej znaleźć. Wstałem, ale do tej pory nie wiem po co. Pisnąłem „ cześć”, ale ona chyba mnie nie usłyszała. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i usiadła w ostatniej ławce środkowego rzędu. Wyjęła czarny zeszyt i zaczęła rysować czachy. Tymczasem nauczyciel wszedł do klasy. Zapisawszy temat na tablicy, rozpoczął lekcje.
-Stilla do odpowiedzi! - Odpłynąłem zapatrzony w dziewczynę. Nie docierało do mnie nic. Widziałem tylko jej postać. Nagle poczułem pacnięcie w czoło.
- Zejdź na ziemię przygłupie!!!!!! - wykrzyczał mi w twarz facet od historii, po czym obficie splunął mi w twarz świeżo przeżutą bułką z kaszanką.
-Fuj! Wytarłem się. - Z pełną buzią się nie mówi!
-Oj ć, przepraszam – zaśmiał się gnojek.
-Skoro już rozmawiamy, to może powiesz mi coś o II Wojnie Światowej.
-Yyyy.... - to był mój temat przewodni. Wypowiedziałem się bardzo wyczerpująco i w moim zeszycie pojawiła się wielka i zasłużona piątka :P
-Udało ci się! Będę cię miał na oku. Usiadłem dumny z siebie. Wczoraj mecz, a dzisiaj historia. Teraz musiałem jej zaimponować. Po dzwonku szybko wyszedłem za nią z klasy i naumyślnie na nią wpadłem.
--Nudzi ci się młody? - zagrzmiała.
-Przepraszam! - Ale tak naprawdę nie to miałem na myśli. Dziękowałem Bogu, że jej dotknąłem. Pachniała tak cudnie, a jej głos płynął z jej ust jak potok z gór. Odeszła wkurzona, a ja rozmarzony patrzyłem na oddalającą się postać.
-Ale cię wzięło! - powiedział Matt wpadając na mnie. Ja tylko patrzyłem rozanielony w przestrzeń korytarza. Jej już nie było. Posapałem na kolejne lekcje. Niestety w Anglii każdy ma swój własny plan lekcji, więc z nieznajomą wspólną mamy tylko fizykę, historię i WF, na którym mogę na nią czasem bezkarnie „wpaść”. Hehe.
Przed WF staliśmy z Mattem przed szatnią. Gdy w najlepsze podziwiałem moją nieznajomą, Matt wyjął zeszyt, wyrwał z niego kartki i zaczął formować z nich kulki. Zapytałem:
- Po kiego huja to robisz baranie?
- Chce zwrócić uwagę twojej laski na ciebie.
-Nie! - wykrzyknąłem, ale było już za późno. Kulka uderzyła dziewczynę siedzącą pod ścianą w jej idealne czoło. Ona popatrzyła na nas z politowaniem, i wystawiła nam środkowy palec. Wtedy wkurzyłem się, że nic dla niej nie znaczę. Matt nie dawał za wygraną. Próbował dalej. Jedna. Druga. Kolejna była już nie celna. Dziewczyna wstała, podeszła do nas, już myślałem, że chce ze mną porozmawiać. Ona tylko zamachnęła się i uderzyła Matta pięścią w ryj. Chłopak z hukiem padł na ziemię. Na początku się zdziwiłem gdyż był ode mnie silniejszy i wyższy.
Potem jednak, zamiast mu pomóc, ryknąłem śmiechem. Dziewczyna podzielała moje zdanie, bo zaczęła się głośno śmiać. Boże, to był najpiękniejszy śmiech, jaki w życiu słyszałem. Jedyną osobą która się nie śmiała był Matt, który trzymał się za policzek z miną męczennika. Ta sytuacja była najśmieszniejsza w moim życiu. Nie licząc kilku wpadek Natashy.


Rozdział 4 - Śmierć, która nie boli...


***
Zabrzmiał dzwonek telefonu.
- Halo? Artur? Twój synalek nie spełnia warunków naszej umowy.!
- Tak?! A co wyprawia znowu ten skurczybyk? Co on sobie wyobraża?
- No tak. Wczoraj ze mną zerwał, a dzisiaj nie odbiera moich telefonów.
- Dostanie dzisiaj za to nauczkę,
- Oby. Mam dosyć jego humorków.

***

Ledwo wszedłem do domu, a już usłyszałem :
- Czemu zerwałeś z Natashą? Tą piękną dziewoją!
- Ona jest beznadziejna. Chodziłem z nią tylko dlatego, że ty mi kazałeś.
-I nadal ci każe gówniarzu!. Masz wykonywać moje polecenia!
-Ni tym razem tato!. Nie będę z nią chodził, nienawidzę jej. Jak Ci się tak podoba, to sam sobie z nią chodź!- krzyknąłem i pośpiesznie ruszyłem w stronę pokoju. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i wkurzony położyłem się na łóżku. Cicho włączyłem w radiu stacje sportową i zacząłem odrabiać lekcje. Nawet nie zauważyłem kiedy się ściemniło! Nagle usłyszałem krzyki na dole. To pewnie mój ojciec znów kłóci się z jakimś sąsiadem. Przekonany byłem, że to tylko ostra wymiana zdań, ale w tym momencie usłyszałem strzał. Wystraszony zerknąłem przez zasłonę i zobaczyłem dwóch przypakowanych kolesi, kierujących się w stronę czarnego Jeepa X614.W tym momencie jeden z nich odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.
-Tam jest!! mówiłem ci Carlos, że ona ma syna.- Wykrzyknął i wyciągając broń, kierował się w stronę domu. Domyślałem się co się stało z ojcem. Nie miałem pojęcia co robić. Czy uciekać czy zadzwonić na policję. Wybrałem tą drugą wersję. Ucieczka byłaby głupia. Ale ukryć się tymczasowo mogę. Pobiegłem na strych. Zamykając drzwi, usłyszałem głośne stukanie butów w salonie. Żołądek miałem w gardle. Wyjrzałem przez dziurkę od klucza. Ciemna postać zmierzała ku mojej kryjówce. Nie zastanawiając się długo, chwyciłem kij baseballowy, leżący tuż przy moim stroju baseballisty. Ukryłem się za szafą i wstrzymałem oddech, gdyż na strychu rozległy się głośne skrzypienie drzwi. Gdy był już wystarczająco blisko, napiąłem wszystkie swoje mięśnie i z całych sił uderzałem w przeciwnika w brzuch. Delikwent z cichym piskiem ciężko runął na ziemię. Cóż to przykre...:P Jednego mniej. Mimo odważnego czynu postanowiłem pozostać w kryjówce.. Drugi chyba zwiał, bo przyjechała policja. Odetchnąłem ulgą, widząc niebieskie światła pochodzące z pobliskiego okna...

***
Siedziałem na kanapie w salonie obserwując jak zabierają martwe już ciało mojego ojca. Przede mną siedział komisarz policji.
-Bardzo mi przykro z powodu Twojego ojca Jake.
-Dziękuję za kondolencje komisarzu. Ale byłbym wdzięczny, gdyby powiedziałby mi pan dlaczego go zabili. Może mi pan to wytłumaczyć?
-Oczywiście. Otóż..Twój ojciec czerpał swoje zyski głownie z mafii.
-Coo?! Ja nic o tym nie wiem.- wykrzyknąłem. Mimo ciężkich kontaktów z nim byłem zawiedziony. Myślałem że to mój ojciec, ale jak widać że zawsze byłem dla niego niczym.
- Wiem Jake, że jest Ci teraz ciężko ale to prawda. Firma od kilku lat miała długi. Mężczyzna, którego obaliłeś wszystko nam wyśpiewał. Przybyli oni po pieniądze, ale Twój ojciec im nic nie chciał dać.
Ale dlaczego go zabili??!!
-Obiecywał im kilka razy, że im da pieniądze i o il;e mi wiadomo miał je tylko po prostu nie chciał im oddać długu. Dlatego go zabili i okradli sejf. Ale nigdy nie wiadomo czy to wszystko dlatego czy chcesz czy nie chcesz musisz mieć ochroniarza.- Nie protestowałem. To nie miało by sensu. Nie wiedziałem co mam czuć. Przykro mi było z powodu ojca ale jakoś ciężko mi było uświadomić sobie jego śmierć, ponieważ nigdy go nie traktowałem jak ojca, a on mnie jak syna.
Gdy wszystko ucichło policja opuściła mój dom. Podziękowałem komisarzowi za wsparcie i wróciłem do salonu. Na jego środku widniał ciemna plama krwi. Cóż musiałem to posprzątać. Uwinąłem się szybko i otępiały usiadłem na kanapie. Przypominały mi się historię z mojego dzieciństwa. Ojciec nigdy nie zachowywał się normalnie. Pamiętam jak kiedyś grałem sobie w ogrodzie w piłkę z mamą. Będąc młody kopałem na oślep. W pewnym momencie wykopałem piłkę w okno. Za karę ojciec zamknął mnie w wilgotnej piwnicy na 3 dni. Do jedzenia dostałem suchy chleb i skisłe mleko. Gdy mam się wtedy sprzeciwiła. Ojciec okropnie ją pobił i zgwałcił. Nienawidziłem go za to. Mną mógł pomiatać ale mama?. Wtedy tego nie rozumiałem, bo mały szczyl ze mnie był, ale teraz widzę jakim był potworem. Za każdy występek bił mnie i srodze karał.
Zawsze miał kochanki. Nawet wtedy gdy mama jeszcze żyła. Jedną z nich była Olga Pietrowna. Nie kochała mojego ojca. Sama mi o tym powiedziała. Liczyła się dla niej tylko forsa. Ojciec pozwalał jej się rządzić w naszym domu. Kiedy ojca nie było ona zabierał mi kasę pod pretekstem przymusu utrzymywania mnie. Teraz widzę,że nie mam czego żałować. Ojciec była dla mnie obcym człowiekiem. Umarł z własnej winy, bo gdyby nie kasa, byłby całkiem innym człowiekiem.

Rozdział 5 – Uwierzcie mi, marzenia się czasami spełniają...


Ten ponury dzień musiał się kiedyś skończyć. Po pogrzebie nienawiść do mego ojca rosła. Było tam tylko kilka osób. Widać jak go lubili ;/ Nawet babci, gdy się o tym dowiedziała, rzuciła słuchawką. Z tego wszystkiego zapomniałem o kartkówce z majcy. Zacząłem się uczyć, ale po 15 minutach, gdy nic nie kumałem, zrezygnowałem.


***
Gdy rano się obudziłem, miałem zamiar zadzwonić do Matta, jednak on mnie uprzedził. Zadziwiające, jak szybko plotki roznoszą się po okolicy.
- Cześ stary! Co u ciebie? Jak się trzymasz?
- Jest Ok. Luzik. Nigdy nie czułem jakbym miał ojca.
- MAM DLA CIEBIE NOWINĘ!
- No wal...
- Wiem coś od pani van Persie....
- Od niej nic nie chcę wiedzieć. Czekaj... ty chyba z nią nie spałeś?
- No co? Nie chcę być do końca życia prawiczkiem!
- Ty Brutusie! - oskarżyłem go.
- A nie znasz czasem Victorii Danam?
- Co to za idiotka? Twoja nowa laska?
- Pojebało cię? Dla mnie liczy się tylko Silivia.
- Aha... No to co to za jedna?
- Głąbie! To twoja emówa!
- CoOoOoO!!!!!! Co ty pierdolisz?! Skąd wiesz?... Aaaa... Faktycznie od pani Van Persie....
Boże!!! Co za piękne imię!!!


Odłożywszy słuchawkę pobiegłem do szkoły.


***
Nie mogąc doczekać się angielskiego, by nie upokorzyć się przed Mattem, skorzystałem z okazji, i gdy ten w najlepsze bajerował naszą babkę podszedłem do nieznajomej i zagadałem. Rozmarzony powiedziałem : "cześć!". Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo, ale mimo wszystko odpowiedziała : "Siema".
Wróciła do słuchania muzyki, a ja dalej stałem obok niej jak słup soli. Nie! Tym razem nie wymięknę! Usiadłem obok niej i powiedziałem:
- Nazywam się Jake Stilla. 
- Fajnie. Ale co mnie to obchodzi ?
- No... pomyślałem, że chcesz znać kogoś z naszej klasy.
- To źle myślałeś. Jestem tu tylko po to żeby odbębnić te nie całe dwa lata. I wiem, że robisz sobie ze mnie jaja. Ty i ten cymbał zawsze to robicie. Nie tolerujecie emo. Jesteś jak następny mięśniak zapatrzony w siebie, i chce tylko imponować kolegom z klasy. Kolejny wielki piłkarzyk się znalazł. A w nogę grasz średnio. Skończyłam.
 Wstała i odeszła. Ja siedziałem otępiały z otwartą gębą przez jakieś 10 minut. Żadna laska mi jeszcze tak nie nawrzucała. Kiedy opowiedziałem to Mattowi, ten zaniósł się śmiechem. Nie mogłem znieść jego drwin i spróbowałem ponownie.
- Nazywasz się Victoria Danam? - to było raczej stwierdzenie, ale ok.
- Skąd wiesz? Szpiegujesz mnie?
- Nie. Matt, mój kumpel ma duże wtyki u wychowawczyni i mi powiedział. 
- Aha. No cóż, teraz skoro już znasz moje imię, możesz być z siebie dumny. Ale po co ci to znać?
- Chciałem cię lepiej poznać.
- Fajnie. A teraz już spadaj.
- Czemu jesteś taka niemiła?
- Bo nie lubię takich jak ty.
Odeszła. Po raz drugi. Ja byłem zadowolony, że wreszcie gadaliśmy. Cóż, ona chyba niezbyt mnie lubi, ale mnie to nie przeszkadza. Ważne że ja ją uwielbiam. Jeszcze zmienię jej nastawienie do mnie.
Zaraz po tym mieliśmy WF. Graliśmy w piłkę ręczną. Byłem w drużynie z Mattem. Ona była w przeciwnej. Grałem na ataku, a Matt był bramkarzem. Victoria zresztą też. Szybko przejąłem piłkę, i popędziłem w jej stronę.
- Trafię? Trafię? - zapytałem dziewczynę.
Ona tylko się uśmiechnęła i zagapiła na mnie. Trafiłem. Puściłem jej cwaniacki uśmiech i odbiegłem na swoją połowę. Spojrzałem na nią. Dziewczyna dalej stała i się uśmiechała. Gdy tylko skapowała się że na nią patrzę, przestała. Znowu byłem przy piłce. Powtórzyłem akcję. Tym razem obroniła. Odbiła piłkę z tak mocno, że poleciała na drugą stronę boiska. Z mojej perspektywy wyglądało jakby tylko lekko ją musnęła. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem. Ona tylko spojrzała na mnie dumna z siebie.
- Nieźle! - powiedziałem.- Mocna jesteś.
- Za to ty nie bardzo. - bąknęła od niechcenia.
- Nie chciałem cię uszkodzić :)
Udałem obrażonego i odszedłem. Po około 20 minutach przegrywaliśmy 5:1 (!) dzięki beznadziejnej postawie naszego golkipera Matta, który jak zwykle myślał o niebieskich migdałach. Wtedy się wkurzyłem. Przegrywaliśmy z laską!! A czy wspominałem już, że jednego gola zdobyła rzucając ze swoje bramki? Wszyscy dziwiliśmy się, że jest tak nie naturalnie mocna, jak na dziewczynę. Postanowiłem się zemścić. Przejąłem piłkę, i idąc za radą kolegów, która brzmiała: " pomyśl, że to ktoś kogo nienawidzisz." wziąłem rozbieg i rzuciłem najmocniej jak potrafiłem. Piłka z hukiem wpadła w lewy dolny róg bramki. Wiecie kogo sobie wyobraziłem? Natashę, oczywiście. Victoria stała w szoku i nie wiedziała co robić. Sam byłem zdziwiony, skąd miałem w sobie tyle sił. Było 5:2. Powoli odrabialiśmy straty. Potem wspólnie z kumplami strzeliliśmy kilka goli, a Matt się poprawił. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 15:14 dla nich. Byliśmy z siebie dumni.\, ale nie utarliśmy jej cudnego noska. W drodze do szatni podszedłem do niej i powiedziałem:
- Byłaś całkiem niezła.
- Dzięki. Ty też nie najgorszy.
Naszą krótką pogawędkę przerwali moi koledzy , którzy rzucili się na mnie (debile dlaczego?)i zaczęli się wydzierać:
- Stilla dałeś czadu!
-Nie przesadzajcie. Grałem jak zwykle.
- Wmawiaj to sobie dalej. Nie bądź taki skromny :P. Ten rzut był zajebisty! Kto to był?
- A jak myślicie? Natasha!
Gdy kumple odeszli, dziewczyna znów do mnie zagadała:
- Do zobaczenia!
- Do zobaczenia!... A może się umówimy?
- No... może kiedyś. Ale jeszcze nie teraz.
Odwróciła się i poszła do szatnia, a ja dalej gapiłem się w miejsce w którym stała przed momentem. Była moim aniołem.




Rozdział 6 - Przyjaciele nigdy nie trzymają gęby na kłódkę.


Facet od historii  zapowiedział nam na jutro kartkówkę. Jutro mój szczęśliwy dzień. Mecz wyjazdowy z Polonią Warszawa. W Polsce.W szkole nie będzie mnie całe dwa dni. Cudownie! Nie będę pisał kartkówki! Ale.... nie zobaczę Victorii. Trudno. Oprócz niej kocham także football!!!


6:00
Obudziłem się i leżałem na łóżku, rozmyślając nad meczem i rywalem. Musieliśmy wygrać, aby dostać się do Ligi Europejskiej Juniorów. Nagle odezwał się mój telefon.
- No stary, gotowy?! Mamy być pół godziny wcześniej!
- O kurwa! Musze kończyć! Narka!


Szybko się zebrałem i poleciałem do szkoły na zbiórkę. Matt nie przyjechał, więc wziąłem swój rower. :) Gdy już dojechałem, ku memu zdziwieniu zobaczyłem Matta rozmawiającego z Vic!! Co do cholery?!?!


***


- Mówię ci bez ściemy. On cię naprawdę kocha! - powiedział Matt.
- Jasne. Znudziły mnie twoje gierki. Jeśli znowu chcesz sobie ze mnie robić jaja to sobie daruj! I nie kłam!
- No nie kłamię ok?. On za tobą szaleje! Cały czas o tobie gada. Nie chce mi się go już słuchać.
Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech.
- Aha... No... Ale...
Tę niezręczną odpowiedź przerwał zbliżający się jake.


***


Gdy Vic mnie zobaczyła, speszona odeszła. Zastanawiałem sie dlaczego. Nagle Matt mnie oświecił.
- Zabij mnie! Powiedziałem jej że się w niej kochasz!
- CoOoOoO?!?!?! No nie! Zaufałem ci! Miałeś trzymać gębę na kłódkę. - gruchnąłem na niego ze złością. Po chwili jednak ochłonąłem i zapytałem:
- No... a co ona na to?
- Zmieszała się, Uśmiechnęła, ale w jej oczach był gniew. No a potem to... ty przyszedłeś.
- Aha.
Super. Już wie!


7:30
Byliśmy już w samolocie. Mieliśmy lecieć około 2-óch godzin. Siedziałem rozwalony w fotelu słuchając muzyki. Czytałem sobie nowy numer magazynu " Piłka Nożna Plus". Ku mojemu, jakże ogromnemu!, zdziwieniu zobaczyłem notkę o naszym klubie (!) pod artykułem : "Młode kluby podbijają angielską piłkę".
Wydarłem się na cały samolot, i przez to wszystkich o tym poinformowałem. Wszyscy zaczęliśmy się cieszyć i drzeć w niebo głosy. Nasze krzyki ustały dopiero po interwencji trenera .
- Cisza! Zachowujecie się jak stado małp na wybiegu w Zoo!!! Jak dzieci, no jak dzieci!!!!
W ciszy usiedliśmy na miejscach, jednak na naszych twarzach ciągle gościł uśmiech. Znów słuchałem muzyki i czytałem gazetę. W pewnym momencie samolot wpadł w turbulencje, co zwykle jest normalne. Nie dla Matta. Energicznie zapiął pas i zaczął krzyczeć:
- Nieeeeee!!!! AAAAAAA!!!!! Ja nie chcę umierać!!! Jestem na to za młody!
- Chill out man! Przecież nic nam się nie stanie! - próbowałem go uspokoić.
Ścisnął mi bardzo mocno rękę, ale puścił ją, gdy wstrząsy ustały. Do końca lotu było już spokojnie. Na Okęciu znaleźliśmy się około 10.


12:00
Po rozpakowaniu się i zjedzeniu obiadu, poszliśmy na stadion Polonii na trening. Do meczu pozostały tylko trzy godziny. No... trzy i pół. Ćwiczyliśmy to co zwykle. Podania, odbieranie piłek, rzuty karne, rożne, wolne. Trochę się porozciągaliśmy, pośmialiśmy, powygłupialiśmy. Jednym słowem - nudy :). Trener cały czas powtarzał nam jak ważny jest ten mecz. Jakie możliwości przed nami otwiera. Czas mijał, a ja z upływem każdej kolejnej sekundy odczuwałem większy stres.


15:30


Na stadionie przy ulicy Bułgarskiej zabrzmiał pierwszy gwizdek sędziego. Od pierwszych minut radziliśmy sobie całkiem dobrze. Wykazywaliśmy się dobrą formą. To jednak nie wystarczyło. W 14 i 36 minucie Matta, naszego bramkarza pokonał najpierw napastnik przeciwnika Injach, potem obrońca Kotorowicz. W 44 minucie po doskonałym dośrodkowaniu Tylera, strzeliłem pięknego gola z przewrotki. Zadowolony z siebie zrobiłem wślizg, a koledzy zaraz mnie otoczyli i zaczęli obściskiwać.
Na przerwę schodziliśmy przegrywając 1:2. Trener nieźle nas w szatni zlinczował. Siedzieliśmy bez słowa.
- Gracie jak panny! Musimy wygrać! Weźcie się w garść i dajcie z siebie wszystko!!!
Trener zmienił Tylera na Wolfa. Ponownie na murawie pojawiliśmy się w całkiem innych nastrojach. Tym razem od razu wzięliśmy się do pracy. W 58 minucie strzeliłem kolejnego gola. Kibice ( chociaż było ich niewielu) szaleli. Potem gole w 75 i 80 strzelili Wolf. Polonia nie była bezczynna. Był remis. 4:4. Na stoperze zaczynała się 90 minuta. Sędzia zarządził po trzy rzuty karne. Pierwsi strzelali warszawiacy. Arbiter zagwizdał. Napastnik Poloni nie trafił, a piłka poszybowała na trybuny. Kolej Tylera. Po gwizdku piłka pewnie wpadła do bramki tuż obok rąk golkipera. Wygrywaliśmy. Ale nie wszystko było przesądzone. Teraz strzelał Injach. Tym razem trafili. Kolej na Wolfa. Ten wycelował i również pewnie umieścił piłkę w siatce. I znów warszawiacy. Serca stały nam w gardłach. Mieliśmy jeszcze jedną szansę. Gdyby nie trafili, wygraną mielibyśmy w kieszenie. Jeśli by trafili... I tak wszystko zależało od naszego ostatniego rzutu karnego. Kotorowicz nie spudłował!! W końcu dostałem szansę.
- GOOOL!!! - wszyscy poderwali się z miejsc, gdy silnym uderzeniem umieściłem piłkę w siatce, a potem ruszyłem w stronę kibiców. Sędzia odgwizdał koniec meczu. Real w Lidze Europejskiej! Co tam się działo! Wariactwo! Lataliśmy po boisku cali szczęśliwi.


- Jeden Jake Stilla, jest tylko Jeden Jake Stilla! - śpiewali koledzy :)



Drzwi do kariery stały dla nas otworem. Od teraz i dla nas był honor,duma, złote puchary i światowe stadiony.......


Rozdział 7 - Warto czekać do ostatniej minuty języka angielskiego...


Byłem wyczerpany po tej podróży do Polski. Wygrana bardzo mnie ucieszyła. Nasz klub rozwija się. Cóż... Matt oberwie za tą gadkę do Victorii. Musze jej to wszystko wytłumaczyć. Ale założę się, że dzisiaj mi nawrzuca jak zawsze. Normalka... Nie mam szczęścia do kobiet.. Wyszedłem jak zwykle spóźniony z domu. Matt nie przyjechał dziś po mnie, bo pewnie bał się, że opierdole go za Vicki. Gdy szedłem alejką przy szkole widziałem w oddali Stevena, który lizał się z Nataszą. Ohyda!! Jak zwykle daję się każdemu chłopakowi.
 Przy wejściu do szkoły czekała na mnie Victoria z miną drapieżnika. Wyglądał tak, jakby chciała mnie zabić. Przestraszony wymamrotałem:
-Hej
-Siema Jake. Zdaje się, że chyba musisz mi coś wytłumaczyć.

-Wiem Vicki! Zrozum. Nie wiem jak to powiedzieć, ale jesteś śliczna. Niee. To za małe słowo. Jesteś cudownie piękna!. Od pierwszego naszego spotkania, tam na boisku, chciałem Cię poznać. Jesteś dojrzalsza niż inne dziewczyny. Na wf -ie się nie patyczkujesz. Jednym słowem grasz jak chłopak. Ale uwierz mi to komplement! Jeszcze nigdy nie znałem tak niezwykłej osoby jak ty! Wiem, że znamy się kilka dni, ale ja czuję tak, jakbym znał Cię do lat. A twoja uroda, nawet nie wiesz jak bardzo...
- Przestań już nawijać!!-krzyknęła. Nawet nie zauważyłem, kiedy się do mnie zbliżyła. Stanęła na palcach, swoimi rękami nachyliła mi głowę i POCAŁOWAŁA!!! To był cud. Czułem się jak w niebie. Jej wargi były takie miękkie i ciepłe. Tak jak reszta jej ciała. No co?? Nie mogłem się powstrzymać i łapiąc ją za biodra, przysunąłem ją ku sobie. Wydawało mi się, że ten pocałunek trwa wieki, ale niestety on trwał tylko kilka sekund. Gdy leciutko odsunęła swoje usta od moich, uśmiechnęła się, po czym mnie przytuliła tak mocno, że aż brakło mi tchu. Matt i Tylor zaczęli głośno gwizdać i klaskać na parkingu. Nasze twarze były tak blisko. Myślałem,że coś powie, ale ona dała mi buziaka i wyszeptała:
-Widzimy się na angielskim Jake.
Byłem tak podniecony, że miałem ochotę skakać z radości. Ten śliczny Aniołek był już mój. Gdy ja tak stałem rozmarzony Matt i Tylor podeszli do mnie. Tylor jak zwykle szukał zaczepki.
-Co to było?? Królewna Śnieżka??"Kochana Vikusiu pocałuj mnie jeszcze raz!!"- ryknęli śmiechem obydwoje. -Matt widziałeś jego minę??
- Tak..-przyznał Matt -Ale przynajmniej przestanie bredzić na jej temat.
Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie,że się ze mnie śmieją. Czułem się świetnie! Może to dziwne, ale w żołądku fruwały mi motylki. To był tylko jeden pocałunek. Tak mała rzecz, a cieszy. Na wszystkich lekcjach i przerwał wymawiałem słowo "Angielski", "Angielski", "Angielski".Cały czas powtarzałem to słowo aż w końcu Matt i Tylor równocześnie krzyknęli:
-JESZCZE RAZ WYMÓWISZ SŁOWO "ANGIELSKI" A PRZYWALĘ CI!!!!
Po geografii pobiegłem pod pracownie języka angielskiego. Nikogo jeszcze nie było. Całą przerwę rozglądałem się tu i tam ale jej nie było. Zabrzmiał dzwonek. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki polew ze mnie mieli kumple. Myślałem, że się rozpłacze. Gdy ostatni wszedłem do klasy, wiedziałem że już nie przyjdzie. Usiadłem w ostatniej ławce środkowego rzędu. Niestety na angielskim Matt i Tylor siedzą razem więc ja byłem sam. 15 minut przed końcem lekcji byłem przygnębiony a zarazem wkurwiony na Victorię. W przeciwieństwie do mnie, Matt bawił się znakomicie. Jak gdyby nigdy nic pożerał panią Silvię van Persie. Puszczał jej całuski i serdecznie uśmiechał się do niej. Patologia!!
Rozmyślałem sobie co powiem Vicki. Jak ją zapytam czy mógłbym być na nią zły?Patrzyłem w okno rozmarzony wyobrażając sobie siebie i Vicki razem, gdy nagle drzwi  klasy uchyliły się, a w nich stanęła piękna istota. Przeprosiła za spóźnienie. Super. Zajebiste spóźnienie! Prawie jej nie było na całej lekcji! Ruszyła do mojej ławki. Usiadła koło mnie i wyszeptała:
-Przepraszam, nie mogłam wcześniej przyjść, byłam na dywaniku.- Cała moja złość znikła w mgnieniu oka. Dziewczyna ujęła moją twarz i ucałowała mnie. Teraz odczuwałem euforię. Zapomniałem,że miałem mieć do niej pretensje czy coś. Język mi się zaczął plączeć.
-Nic nie szkodzi -powiedziałem i chwyciłem ją za rękę. Nie wiem kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić, ale jedno jest prawdą. Viki Danam Była moją idealną dziewczyną. 


Rozdział 8 -Psy są groźne??




Po angielskim byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę ucałować Matt'a, który wypaplał wszystko Victorii. W sumie to dzięki niemu teraz jesteśmy razem. Ja bym się chyba nie odważył.
-Widzę, że kompletnie Ci od jebało na jej punkcie- stwierdził Matt
-No co?! Jestem zakochany.
-Tak wiem. He he. Wiesz, że nie ma dzisiaj treningu?
-Tak?Dlaczego?
-Trener ma coś do załatwienia.
-Szkoda...Będę musiał dzisiaj pobiegać. Pójdziesz ze mną?
-Biegać??- zapytał Matt- Chyba kpisz. Jestem umówiony z Silvią.
-O Matko!!!Nie wspominaj mi o niej.
-No co?! Jest tylko trzy lata starsza od nas. Jest piękną szatynką o zielonych oczach. Jak dla mnie ona jest cudna!!
-No dobra, ok. Ja mam Vicki, a ty masz Silvię- zakończyłem tą rozmowę. Nie miałem ochoty w ten piękny dzień spierać się z Matt'em. Uszczęśliwiony po angielskim, poczłapałem na  chemię.


Po lekcjach wyszedłem ze szkoły,rozglądając się za Vicki. Siedziała sobie sama pod drzewem. Gdy zauważyła mnie, uśmiechała się i zawołała mnie ręką. Podszedłem do niej i pocałowałem namiętnie na przywitanie. Widać że jej się podobało, bo wygodnie ułożyła się w moich ramionach. Gdy powoli się od niej odsunąłem, zerknęła na mnie z naganą, domagając się więcej.
-Hejka -odezwałem się
- Siemka. Jak dla mnie takie powitanie jest zajebiste- powiedziała Vicki i pocałowała mnie ponownie. Cóż... Chyba miała większe doświadczenie niż ja. Ruszyliśmy alejką prowadzącą do bramy szkoły. Gdy znaleźliśmy się poza granicami szkoły, rozpoczęliśmy rozmowę. Wtedy byłem pewien,że ani Matt, ani Tylor nas nie podsłuchują.
-Jak tam? Masz już jakieś nowe koleżanki??-zapytałem
-Jasne. Myślisz, że szukam kumpeli w stylu lalki Barbie i Justina Biebiera?
-He no nie ale,...
-Wiesz ..A może masz racje. Pójdę do Twojej Nataszy i pochwalę się, że jesteś mój. Założę się że się ucieszy:P
-Ona nie jest moja, a w ogóle to skąd wiesz,że byliśmy razem?
-Yyy....no...wiesz  jakoś tak myślałam, że moglibyście być razem. No wiesz ty jesteś Chodzącym Obiektem Westchnień wszystkich dziewczyn naszej szkoły,a ona...- przerwała. Cóż jednak ciężko jej było stwierdzić kim, a raczej czym Natasza była.
-Vicki zrozum ona mnie nie obchodzi, teraz jestem z Tobą i tak jest lepiej dla wszystkich, chcę Cię trochę lepiej poznać. Masz dzisiaj czas po południu. Moglibyśmy się umówić.
-Dzisiaj nie Jake, ale powinnam znaleźć czas w piątek. Pasuje?- zapytała
-Jasne. To może podczas drogi do domu opowiesz mi coś o sobie
-Hmmm, a co by tu opowiadać. Nazywam się Vicki..-zaczęła się śmiać
-To już wiem . Opowiedz mi coś o sobie, czym się interesujesz itp.
-Ja...lubię oglądać horrory, grać na gitarze elektrycznej, no i trochę piłkę ręczną. Nie pacz tak na mnie. Nie lubię piłki nożnej, bo nie umiem w nią grać.
-A rodzina??
-Moja matka zmarła przy porodzie, ojca nigdy nie znałam. Odszedł od mamy jak byłam mała. Rodzeństwa nie mam. 
-Przykro mi z powodu Twojej mamy.
-Spoko, już dawno się z tym pogodziłam. Trzeba sobie radzić samemu nie??
Noo. A skąd się tu przeprowadziłaś?
-Z Hiszpanii, a dokładniej z Madrytu. Słyszałam, że raz na jakiś czas wyjeżdżasz z drużyną zagrać z hiszpańskimi klubami. To prawda??
-Tak, czasami jedziemy tam, ale tym razem zabieram Cię ze sobą.
-Tak?? Super. Tęsknie już za moim miastem. Mam tam sporo znajomych.
Tak spędziłem drogę powrotną ze szkoły. Dowiedziałem się o Victorii wszystko.






Gdy wróciłem do domu, wziąłem prysznic i zacząłem grać w moją ulubioną grę "Fifa2010". Niestety musiałem dzisiaj pobiegać, bo nie ma treningu, wiec wieczorem udałem się do parku. Obiegłem wszystkie alejki jakie tylko były możliwe. Usiadłem na ławce zmęczony. Oczywiście zapomniałem wody, wiec myślałem,że  umrę z pragnienia. Nagle usłyszałem jakiś szelest dochodzący z krzaków. Stanąłem jak wryty, wstrzymując powietrze. Szelest stawał się coraz głośniejszy. W głuchej ciszy słyszałem łomotanie serca. Podszedłem cicho do krzaków zza których wyszła Vicki.
-Co ty tu robisz?? -zapytałem
Ja?? No wiesz...Ja po prostu się przechadzałam.
-O tej godzinie??
-No, a dlaczego nie. A co ty tu robisz.
-Biegam. Przecież mówiłem Ci,, że będę dzisiaj biegać. A ty powiedziałaś, że nie masz czasu. 
-O tej godzinie mam czas, al nie wiedziałem, że tak późno będziesz chciał się spotkać
-Mi to nie przeszkadza, dla Ciebie zawsze mam czas- uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
-Wpadniesz do mnie. Pusty dom czasami jest przerażający.
-Wiesz co, nie dzisiaj o tej porze już nie mogę.
-Ok trudno, ale odprowadzę Cię do domu. 
-Nie boję się!
-Ale przecież nie mówię, że się boisz. Tylko chcę Cię odprowadzić do domu.
-Ok, ale pamiętaj, że ja się niczego nie boję- zrobiła buntowniczą mnie, chwyciła mnie za rękę i ruszyła ku wyjściu z parku. Odprowadziłem ją pod same drzwi domu. Był to mały, skromny domek koloru ciemnej żółci. Miał małe okna, ale za to ogromne stalowe drzwi. Zastanawiałem się, po co w takim domku takie drzwi, ale wolałem jej o to nie pytać. I tak już dużo mi dzisiaj powiedziała. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdy mijał nas pies. Warczał na Vicki, jakby mu coś zrobiła. Psy tak od razu nie reagują na ludzi, ale ten miał jakiś powód. Przegoniłem go patykiem i zapytałem:
-Co mu było?
-Nie wiem. Nie lubię psów, to  może dlatego- odpowiedziała ze zmieszaniem. Widocznie nie chciała o tym rozmawiać. Gdy się pożegnaliśmy ja ruszyłem do domu, rozstrzygając o cóż ten pies tak się ściekł. Dziwiło mnie to, ale po biegał byłem tak zmęczony, że jak tylko wróciłem do domu padłem na łóżko i zasnąłem.


Chapter 9 - Pierwszy dzień reszty mojego życia.

 Dzisiaj wstałem rozentuzjazmowani i zadowolony. Piątek. Weekendu początek, i dzień mojej randki z Victorią. Dziś po raz pierwszy się nie spóźniłem. Cud! To wszystko pewnie przez tę miłość. Spotkałem ją na korytarzu i dałem jej buziaka. Poczułem, jak jej wargi naparły na moje z taką zachłannością, że nawet nie miałem siły zaprotestować. Szczerze mówiąc - nawet nie chciałem. Byłem tak podekscytowany, że z każdą chwilą chętniej oddawałem jej pocałunki. Wokół nas rozległy się gromkie brawa i wiwaty. :) Dziewczyna lekko się speszyła i oderwała się od moich ust. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
- Cześć Vickusiu. - powiedziałem.
- Nie nazywaj mnie tak! Może ja wcale aniołkiem nie jestem?
- Wyglądasz na grzeczną dziewczynkę. :)
- Jeszcze się przekonasz.
Pożegnałem się z nią i poszedłem do klasy. Miałem chemię. Szkoda że nie z nią. Pracowaliśmy w parach i musiałem być z Anette. Gdy tylko się o tym dowiedziała zaczęła piszczeć na pół klasy! Ale siara. Przeżyłem jej zaloty. Jeszcze tylko godzinka i koniec lekcji. A potem? Randka! :):):):)
Po lekcji czekałem na nią przed salą. Wyszła smutna, ale gdy tylko mnie zauważyła na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Jak było?
- To co zwykle. Nudy. Ale nie gadajmy już o szkole ok?
Przytaknąłem, chwyciłem ją za rękę. Spacerem przemierzaliśmy korytarz patrząc sobie w oczy bez słowa. Nagle naszą utopię przerwał jakiś debil, który podłożył Victorii nogę.
- Real London jest do kitu! - powiedział.
Dziewczyna dość mocno  się zachwiała, ale w ostatniej chwili ją złapałem. Wyglądało to jakbyśmy tańczyli. Popatrzyła mi głęboko w oczy, a ja powiedziałem:
- Czy ty zawsze musisz się przewracać?- Ale ze mnie dekiel! Powinienem być zadowolony!!!!!!!!
- Przepraszam.... - odburknęła.
Gdy dalej trwaliśmy w tej chwili, odezwał się znajomy głos:
- Co tam u was gołąbeczki?- To była Natasha.
- Bardzo dobrze. A jak tam twój przyjaciel kubeł na śmieci? - odpowiedziałem.
- Aleś ty zabawny! No... słyszałam co się stało z twoim ojcem.... Biedny, może czegoś potrzebujesz?
- Jeżeli czegoś potrzebuje to ja mu to zapewnię. - powiedziała dumnie Victoria.
- Myślisz że jesteś taka fajna? Nowa laska przychodzi znikąd  i od razu zabiera innym facetów. To jest raczej żałosne!
- Wcale nikogo ci nie zabrałam. Widziałam jak się z tobą męczył. I ile się przez ciebie wstydu najadł!
- Co proszę? Ty szmato! Jak śmiesz tak do mnie mówić?
- Za tą szmatę dam ci popalić.
- Już się boję!
Victoria wzięła zamach i uderzyła Natashę w twarz. Ta tylko złapała się za nos i zaniosła płaczem. Pobiegła do łazienki.
- Nie znałem cię z tej strony. Jednak wcale takim stu procentowym aniołkiem to nie jesteś.
- Należało jej się.
Pocałowaliśmy się i poszliśmy do szatni. Odprowadziłem ją do domu, a sam pobiegłem przygotować się do randki. Migiem wziąłem prysznic i zacząłem szukać odpowiedniego ubioru. Odpowiedniego do kina. Po wielkich trudach i znojach znalazłem wreszcie moją ulubioną czarną koszulkę w czachy i ciemne sztruksy. A do tego czarniutkie Nike'i :)
Pod kino przyszedłem wcześniej. Nie byłem jednak sam, gdyż Vic przyszła równie ze mną. Poszliśmy kupić bilety i zasiedliśmy na sali, w ostatnim rzędzie. Po około półgodzinnych reklamach, film się rozpoczął. Był to horror pt. " Blask topora". Ja średnio przepadałem za horrorami, ale czego się nie robi dla miłości?
Siedzieliśmy tak oglądając film i zajadając się popcornem, gdy nagle na ekranach pojawił się straszny widok. Na tyle straszny że Vic z całych sił się we mnie wtuliła i ukryła twarz w mojej klacie :):):):):)
- Boję się - wybąkała.
- Nie martw się, ja cię zawsze obronię. - powiedziałem i mocną ją przytuliłem. Pocałowałem też jej głowę. Jej włosy tak ślicznie pachniały grejpfrutem... :)
Potem zaczęliśmy się całować, gdyż na ekranie nie działo się nic ciekawego. W końcu usłyszeliśmy końcową piosenkę i na sali rozbłysły światła. To jednak wcale a wcale nie przeszkadzało nam w tuleniu się do siebie i całowaniu się. W końcu zostaliśmy już sam . :) Ale w tym momencie do sali weszli sprzątacze i musieliśmy wyjść. Z kina wyszliśmy około 22. Poszliśmy na długi spacer. Cały czas trzymaliśmy się za ręce, rozmawialiśmy, okazjonalnie obsypywaliśmy się buziakami. W końcu dotarliśmy pod dom dziewczyny. Dała mi namiętnego całusa na pożegnanie, i zniknęła za drzwiami. Wkrótce zobaczyłem palące się światło w jej pokoju na drugim piętrze. Odszedłem od jej domu i zacząłem śpiewać na cały głos : "I've got a pocket, got a pocket full of sunshine" Natashy Bedingfield :) No cóż, piosenka może trochę babska, ale w pełni oddawała mój nastrój. Czułem że mogę góry przenosić! Wkrótce dotarłem do domu, i położyłem się spać. Jutro miałem przecież  trening :) To był jak na razie najlepszy dzień reszty mojego życia. Dlaczego reszty? Gdyż teraz, po śmierci ojca, rozpocząłem całkiem inne życie. :)


Rozdział 10 :Jesteś świtna, ale ja jestem lepszy..;PP


Dzisiaj, zamiast do szkoły, poszliśmy z Victorią na boisko. Miałem trenować do meczu, a ona poszła dla towarzystwa. No cóż, fajnie było popisywać się przed nią tym, ile kapek potrafię zrobić, albo innych tricków z piłką. W pewnym momencie, postanowiłem, że podam jej piłkę. Kopnąłem prosto pod jej nogi, a ona podbiła ją i zaczęła robić kapki! Muszę przyznać, że nie znałem jej od tej strony.
-Jesteś całkiem dobra!
- Eee... czy ja wiem... - odpowiedziała zrezygnowanym głosem.
- Ale ja wiem. Może się zmierzymy?
- Przecież nie mam szans! - powiedziała z uśmiechem.
- Nie bądź taka skromna! Dalej! Spróbuj! - Chyba ją przekonałem, gdyż zsunęła się z ławki i niepewnie podeszła bliżej. 
- Dziewczyny mają pierwszeństwo... - powiedziałem i podałem jej piłkę. Westchnęła lekko i rozpoczęła mały pojedynek. Na początku dobrze jej szło, ale z upływem kilku minut płynnie, zgrabnie i czysto odebrałem jej piłkę, a następnie z daleka wpakowałem futbolówkę do bramki. Zdołała się zmęczyć, gdyż postawiłem ją na bramkę. Zwinnie strzelałem jej kolejne gole, ale w pewnej chwili coś się zmieniło. gdy upadła na ziemię, poślizgując się na grząskim podłożu, chyba się wkurzyła, gdyż szybko otrzepała swój jakże zgrabny tyłeczek i powiedziała:
- Dość zabawy!
Od tej chwili broniła lepiej niż Iker Casillas! Poruszała się z taką prędkością, że nie wiedziałem czy to nadal ona. Rzucała się na wszystkie strony bramki. Ale ja też nie dawałem za wygraną. W pewnym momencie skupiłem się tylko na piłce. Powiem prosto z mostu. Patrzyłem przeważnie na jej biust nie zwracając uwagi gdzie leci piłka. Ale nie tym razem.Kopnąłem tak podkręcając, że chyba nikt by tego nie obronił.Byłem zadowolony jak małe dziecko. Aby pocieszyć moją przeciwniczkę szybko podbiegłem do Victorii i powiedziałem:
- Byłaś świetna, ale wiesz... ze mną nikt nie wygra... :P
Pacnęła mnie lekko w ramię, a następnie namiętnie pocałowała.Nie mogłem się oprzeć. Delikatnie objąłem ją w talii i powoli, lekko przyciągnąłem do siebie. To był niezapomniany dzień, w towarzystwie takiej laski. Nie chcę się afiszować, ale powoli zaczynam coraz bardziej ją kochać, mam nadzieję że ona mnie też. Jak narazie znamy sie krótko, a ja nie mogę sobie bez niej wyobrazić dnia! To jest cudowne uczucie. Ale myśląc o jutrzejszym sprawdzianie z polskiego mam ochotę zwymiotować! Serio!


piątek, 18 lutego 2011

Semir Stilić... :)


Semir Stilić urodzi się w 1987 roku w Sarajewie. Jest to bośniacki piłkarz, grający na pozycji ofensywnego pomocnika. Od 2008 roku jest to piłkarz Lecha Poznań. Wcześniej grał w Željezničara Sarajewo. W wieku sześciu lat gra już w portugalskim klubie - słyszałam na TV 4 wczoraj :)
Gwiazdor pomocy polskiej ligi nie jest mile widziany przez selekcjonera w kadrze Bośni i Hercegowiny, ponieważ profil piłkarza nie odpowiada potrzebom popularnego „Ćiró”. 6.08. 2009 został powołany na mecz towarzyski z Iranem. Do tej pory wystąpił w czterech spotkaniach pierwszej reprezentacji.
Czy już wspominałam  że jest on cudowny? Chyba nie. Więc jest on : cudny, śliczny, piękny, słodziutki i w ogóle najlepszy! :):):):):)

A teraz fotki :








David Villa

David Villa: urodził się 3 grudnia 1981. BOSKI hiszpański piłkarz, na pozycji napastnika, aktualnie gra w Fc Barcelona.
Na mundial w RPA reprezentacja Hiszpanii pojechała w roli faworyta, a Villa był jednym z ważniejszych jej piłkarzy.Z reprezentacją Hiszpanii zdobył mistrzostwo świata w finale pokonując Holandię

W 2003 poślubił Patricię González, która w przeszłości uprawiała piłkę nożną i grała na pozycji obrońcy.W grudniu 2005 na świat przyszło ich pierwsze dziecko, córka Zaida.A we wrześniu 2009 roku druga córka Olaya.









Mecz - Lech Poznań - SC Braga.

17.02.2011 odbył się mecz. Poszłam do Klaudii, aby go razem oglądnąć. Cóż, ten mecz nie był zbyt ciekawy. Cały czas się przewracali przez stan murawy i śnieg i w ogóle. Jedyną rzeczą która mnie cieszyła by Semir Stilić i to że go dużo pokazywali :) Lech wygrał 1:0 po golu Rudnevsa. Potem Stilić dostał żółta kartkę, podobnie jak Wilk. :) No cóż, jest z niego nawet ciacho - mówię tu o Semirze :)

Mecz Arsenal : Fc Barca

16.02
MECZ FC Barcy i Arsenalu Londyn. Zajebisty mecz było co pooglądać. Zawierał wiele akcji podbramkowych zakończył się 2:1 Dla Arsenalu. Dla Barcy strzelił David Villa <3, a dla Arsenalu V. Persie i Arshavin.
Cóż, mało kartek dużo goli -to jest mecz ;PP

Kilka naszych wpadek....

A więc... ostatnio zaliczyłyśmy kilka wpadek....

1. 14.02.2011
Razem z Klaudią poszłyśmy do jej ciotki, aby dać  jej katalog Avonu... No cóż... nie miała dla nas czasu przez Dzikiego Zachoda....W drodze powrotnej szłyśmy drogą i rozmawiałyśmy. Klaudia się zagapiła i poślizgnęła się na lodzie. Wywaliła się jaka długa i zaczęła się śmiać. Pomogłam jej wstać. Ledwo to zrobiła, a zza zakrętu wyłonił się samochód. Jechali nim dwaj gostkowie. Dobrze że tego nie widzieli :)

2. 16. 02. 2011.

W szkole mieliśmy na polskim napisać porównanie homeryckie. Mieliśmy porównać polityka do zwierząt. Oczywiście, jak to my, napisałyśmy jakieś głupiutkie porównanie do zwierząt, co wcale homeryckim nie bylo. Przypominało to raczej wierszyk przedszkolaka. Jeszcze jak jakieś debilki, zgłosiłyśmy się do czytania. I było źle. :) No ale cóż to tylko  przed całą klasą... :)
W drodze do domu siedziałyśmy w autobusie. Nagle ja (Sylwia) zaczęłam się śmiać i ruszać głowa. W końcu zatrzymałam ją ma metalowej rurce. Bolało jak diabli, ale przynajmniej się uśmiałyśmy :)

3. 17.02.2011

W tym dniu mieliśmy próby do wieczorku piosenki francusko - włosko - łacińskiej. Razem z Klaudią, Sylwią R., Melisą i Werą śpiewamy piosenkę : Chorea Masovitica. Chyba się nie pomyliłam :) W tym dniu Sylwia i Wera mogły zostać tylko na chwilę, więc gdy przyszła nasza kolej zostałyśmy we trzy. Nikt nas nie słuchał, ale my wyłyśmy w najlepsze. W pewnym momencie mi i Klaudii zachciało się śmiać, i Melisa musiała śpiewać solówkę.... :)

Kilka nowości...

1.Niedługo wywiad:P
18.02

Za kilkanaście dni (4.03) będziemy przeprowadzały wywiad z Rafałem Szumskim. Jest to aktor, występuje w Grotesce.
wiek: 26 (13.07.1985)
miejscowość: KRAKÓW
Doświadczenie Rafała:
  • 2010-01-30 - MALUTKA CZAROWNICA Preussler Otfried, role LEŚNA, TANI JAKUB, PIEPRZYK, KOŃ, reż. Lech Wroński, Teatr Lalki, Maski i Aktora Groteska Kraków,
  • 2009-12-12 - DON KICHOTE Miquel de Cervantes, role BAKAŁARZ, ROSYNANT, MULNIK, KUPIECI, WIEŚNIAK, ZAKONNIK II, BISKAJCZYK, MISTRZ PIOTR, PAROBEK, reż. Bogdan Ciosek, Teatr Lalki, Maski i Aktora Groteska Kraków,
  • 2009-09-19 - HOMMAGE A CHAGALL Adolf Weltschek, role, reż. Adolf  Weltschek, Teatr Lalki, Maski i Aktora Groteska Kraków,
  • 2009-04-25 - CALINECZKA. NIEZWYKŁE PRZYGODY Ireneusz Maciejewski, role, reż. Ireneusz Maciejewski, Teatr Lalki, Maski i Aktora Groteska Kraków,
  • 2008-11-22 - BALLADY I ROMANSE, CZYLI CZTERY OPOWIEŚCI O MIŁOŚCI Adam Mickiewicz, role MŁODZIENIEC, STARSZY BRAT, CHÓR, ANIMACJA STRZELCA,reż. Simona Chalupová, Teatr Lalki, Maski i Aktora Groteska Kraków,
  • 2008-02-03 - JOHAN PADAN ODKRYWA AMERYKĘ Dario Fo, rola JOHAN PADAN, reż. Paweł Aigner, AT Warszawa - Wydział Sztuki Lalkarskiej Białystok,
14.02
FeKuSz
Jak wszyscy przewidywali na FeKuSz się nie dostałyśmy ;P. Tobyło oczywiste ale Radzik mocno wierzyła w to, że będzie inaczej :P Na próbach nasz kolega sobie głośno beknął, co bardzo rozbawiło Sylwie.
Cóż szkoda, ale nie będziemy się załamywać. W następnym roku będziemy przedstawiać wiatry namiętności Melisy hehe, ale będzie beka :D:D

UWAGA!! Piszemy książkę, zapowiada się fajnie..Ciekawe co powie Pani od polaka ;P;P